wtorek, 11 lutego 2014

Polska Srolska

Po 7 dniach w Polsce, wróciłam do DOMU. Tak, po pół roku mieszkania we Walii czuję, że to jest mój dom. I zdecydowanie bardziej czuję, że nie chciałabym wrócić do Polski na stałe. Oczywiście to może zmienić się w każdej chwili, ale na tą jest właśnie tak.

Jako, że większość pytała czy dziwnie się czułam jak wróciłam po pół roku do Polski to opowiem ... Czułam się naprawdę dziwnie. Właściwie to jest dziwne do opisania. Z jednej strony wszystko było takie normalne jak pół roku temu, takie jak gdybym nigdzie nie wyjechała. Z drugiej widać wielką różnicę, chociażby w zachowaniu ludzi. Wiele z tych osób, które czyta moje wypociny wie jakim ja byłam Narzekaczem Polski nr 1. I tutaj we Walii to się zmieniło. Pytanie jedno za mną chodzi, dlaczego właściwie. I wydaje mi się, że powodem jest to jak żyją tutaj ludzie, to ile mówią innym i w jaki sposób to robią. Może w kątach swoich domów narzekają, ale nie za bardzo przy reszcie. I tak mi się żyje spoko. Poza tym są uśmiechnięci, życzliwi ... no, zdecydowanie ma to pozytywny wpływ. No i patrzyłam nie w tą stronę przechodząc na pasach. :P

Pierwszy dzień w pracy po urlopie był naprawdę w porządku. Zero narzekania, 100% motywacji i nawet wylądowałam na piętrze, gdzie miałam szklanki i kubki. ;) A do tego moja managerka jest tak przekochana, że uraczyła mnie dwoma dniami wolnymi, o które poprosiłam. Ale ciastkami przekupiłam, żeby ten drugi dostać. ;)

Dziś podpisałyśmy umowę najmu naszego przewspaniałego domku. I cały świat od razu wydaje się bardziej przyjazny. W końcu wiemy co i jak, będę mieć swoją własną szafę, w której będę spać i święty spokój. I gości. ;)

Najlepsze jednak z całego wyjazdu było spotkanie znajomych. Pomimo tego, że miałam wrażenie jakbym widziała ich wszystkich zaledwie tydzień temu to te wszystkie spotkania były fantastyczne. Fortuny za dychę z Bartkiem, który wywołał wielki uśmiech na mojej twarzy i znów zmienił moje patrzenie na świat. Herba w kubku termicznym i spacer po Poznaniu z Szabikiem, która poza uśmiechem na mojej twarzy wywołała wiele wspomnień i uświadomiła mi jak bardzo brakuje mi naszych spotkań. Mateusz, który pozytywnie mnie zaskoczył i nic mnie dzięki temu już nie kłuje. Paulina, która bez zmiennie powala szczerością, co daje potężnego kopa w dupę. Ola, z którą świat zmienia się na inny. Krzysiu, który jak zwykle pomagał jako doradca ds. podróży lotniczych. Nie zabrakło również potężnych rozczarowań, ale czy jest sens teraz o tym myśleć? Teraz, gdy przez ten cały optymizm, nie mogę sobie nawet ponarzekać? :)

Pozostaje mi tylko czekać na 21 lutego i wyczekiwane odwiedziny! :)

1 komentarz:

  1. ja ostatnio, jak od Ciebie wracałam też sobie zdałam sprawę, że wracam do miejsca, które zaczęłam nazywać moim domem :)

    OdpowiedzUsuń