czwartek, 27 lutego 2014

Not too bad.

Następny post 11 dni po poprzednim ... jak na mnie to NOT TOO BAD. :)

Więc. W nowym domu wciąż żyje się dobrze. A właściwie to fantastycznie. Tęskniłam za swoim miejscem i swoimi śmieciami. ;)

Jestem pełna energii przez to co się dzieje, a może raczej przez to co robię. Pisałam jakiś czas temu o swoich małych postanowieniach. W sumie wiem, że nie powinnam zaczynać od wielu ale aktualnie wszystko jest pasjonujące i fantastyczne.
Po pierwsze obiecałam sobie, że pójdę na siłownię. Dla zdrowia, dla ruchu. Już mam wystarczająco wielkie mięśnie np. na udach, że jak wcisnę się w kieckę to będę wyglądać co najmniej dziwnie, a Bjoergen się będzie przy mnie chować ze wstydu, że ma małe mięśnie. :P
Po drugie od kiedyś tam chciałam nauczyć się kaligrafować. Pamiętam, że moja drużynowa to potrafiła i wyglądało to świetnie. W sumie aktualnie nie przyda mi się chyba do niczego więcej jak do tworzenia kartek urodzinowych ale to świetny wypełniacz czasu i trening cierpliwości. Ciężkie to, boli ręka ale ile sprawia radości! Nieopisane!
Po trzecie coś o czym myślałam też długo - joga. Przypływ energii 100% przynajmniej dla takiego lenia jak ja. Zdecydowanie polecam. :)

W weekend miałam gościa. :)
Dziwne było to, że w końcu spędziłam z kimś tyle czasu, który zwykle spędzam z siostrami albo sama w swojej klitce. Dziwne i zarazem fantastyczne. I uśmiech na mojej twarzy właściwie z niej nie schodzący. Bo czemu właściwie miałby z niej zejść. :) Oby częściej!

Plany na najbliższy czas:
9 dni pracy bez dnia wolnego,
kolejne odwiedziny w kwietniu,
prezent urodzinowy dla samej siebie - bilet do Karlsruche. :)
Ah! No i kontynuowanie swoich postanowień. :)

Trwajcie w uśmiechu i z dala od toksycznych ludzi. ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz