sobota, 25 stycznia 2014

Esencja ze stresu.

Od kiedy tu przyjechałam jedynym stresem jaki mnie napotkał to stres typowo występujący w pracy. Przede wszystkim czas. Bo przecież pokój muszę posprzątać w ileśtam za czypińdziesiont. Aktualnie dręczy mnie trochę inny stres ... stres przeprowadzkowy. A raczej taki przed, kiedy szuka się domu do wynajęcia. Trochę się stresowałam kiedy przeprowadzałam się tutaj, ale to zupełnie coś innego. Co prawda zmiana kraju itd. ale nie musiałam szukać domu, bo miałam prawie gwarancję, że zostaję z siostrami. Teraz przeżywam większy stres niż przed maturą, kiedy oglądam domy w internecie i kiedy już zajdę do ich drzwi moje serce zachowuje się prawie jak podczas zawału. A mózg paruje. Jeśli ktoś kiedyś szukał swojego kąta to może mnie zrozumie.
Kolejny stresik, a raczej popularne najzwyczajniejsze w świecie przepraszam za wyrażenie "wkurwienie" też mnie męczy. Mam po prostu tak głupią siostrę, że ustawa tego nie przewiduje.

Praca jak praca. Czasami jest lepiej, czasami jest gorzej. Jak wrócę z Polski na pewno będę rozglądać się za czymś dodatkowym ponownie, albo czymś na cały etat co byłoby zdecydowanie lepszą opcją. Póki co nie robię tego, bo zależy mi na tym, aby w Polsce się znaleźć.

W środę przyjechała do mnie Monika. Było fantastycznie zobaczyć kogoś, kogo tak dawno nie widziałam i było fantastycznie spędzić trochę czasu z koleżanką. Bo tutaj to raczej z tym ciężko. Właściwie to już nie ma w Swansea nikogo z kim mogłabym się spotkać po pracy. Jeden wyjechał, drugi się obraził, że za nim nie tęskniłam jak był w rodzinnym domu. Nie, nie będę tęsknić za kimś kto ma na mnie zlew, kiedy w zasięgu ręki pojawia się ktoś "lepszy" czy ktoś kogo dawno nie widział.
Wkurza mnie, że ciężko w języku angielskim określić znajomego, kolegę i przyjaciela. Wszystko to jest FRIEND. I zaznacza Ci taki delikwent, że jest Twoim friend, a Tobie wciąż w głowie siedzi, że nie, nie jest. I właściwie nie wiesz co on sam myśli. Czy uważa się za znajomego, przyjaciela czy kolegę. Aktualnie frajerom nawet do znajomego jest daleko. Jakiś czas temu sobie powiedziałam, że nigdy więcej za facetami się uganiać nie będę - bez względu na to czy za miłością, kolegą czy przyjacielem. Nie będę i tego nie robię. Bo jeśli komuś zależy na znajomości to również o nią dba i żadna ze stron nie musi za drugą się uganiać. Takie moje myśli, które trochę za mną chodziły bo świat znajomości w UK wygląda nieco inaczej.
Wracając do tematu mojego gościa... Wybrałyśmy się na Gower, które jest tak przepiękne, że aż zapiera dech w piersi. Gdyby ktoś miał chęć i nie zna linku - zapraszam, wrzuciłam zdjęcia na picasse, chociaż zdecydowanie nie oddają tego co tam widziałyśmy. Przyjazd Moniki pozwolił mi też oderwać się trochę od moich ostatnich problemów, które zaczęły mnie przytłaczać. A Monika miała fantastyczną, niepowtarzalną okazję skorzystać z komputera.

Za tydzień z groszami zawitam w Polsce. Pierwsze prawie pół roku poza "domem". Jestem ciekawa jak to wszystko będzie wyglądać. Wiem jedno ... tęsknie cholernie, nie chcę tam wrócić na stałe, ale odwiedziny będą na 100% ekscytujące bez względu na to co się wydarzy.


A teraz z innej beczki, co zmieniło się w moim życiu po przyjeździe do UK:
- Potrafię oszczędzać kasę i mądrze ją wydawać. Czasami m&ms'y kuszą, ale jak nie można to się nie je. Teraz to jest proste, niestety w Polsce miałam z tym duże problemy.
- Wzrosły moje ambicje.
- Doceniłam lata szkolne. Naprawdę chciałabym pójść do szkoły, a zajęć z angielskiego do ostatniego czwartku nie opuściłam żadnych. (A te opuściłam bo Monika przyjechała, żeby nie było. ;) )
- Zaczęłam myśleć po angielsku właściwie zawsze. Jak jestem bardzo zamyślona, a Ty mnie o coś zapytasz prawdopodobnie odpowiem Ci po angielsku. Co za tym idzie - czasami tłumaczę dosłownie na Polski, także wszystkiego mam wystarczająco a ludzie mają seks. ;)
- Doceniłam wartości rodzinne.
- Mam fantastycznie rozwinięte mięśnie obszerne boczne ud!
- Doceniłam smak Polskich trunków, szczególnie piwa. Bo tutaj jest beznadziejne.
- Jestem jeszcze bardziej dojrzała. Porwanie się na taką przeprowadzkę naprawdę to gwarantuje.
- Mniej narzekam bo nie mam na co. Chyba, że to moja siostra lub Polskie sprawy, które nie dają spać. ;)

Do usłyszenia za kolejne kilka miesięcy, lol. :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz